środa, 26 kwietnia 2017

Się porobiło...

Witajcie,

taki się ze mnie wytrwały bloger zrobił, że prawie tu nie zaglądam (nawet przegapienie rocznicy bloga zauważyłam dopiero niedawno). Niedobrze. Coraz więcej rzeczy nawet nie focę. Też niedobrze. 
A jest coś dobrze? No jest... Muszę robić więcej, bo kolejna edycja Babiego Raju się zbliża i już mam termin i już byłam pytana, czy biorę udział (nawet mam nadzieję na załapanie się na jedne warsztaty :-D) a jak mogę nie brać udziału, jak jestem od samego początku z imprezą związana? No jak? No i tworzyć muszę więcej niż tworzę i to na krótkie terminy. Jakieś szaleństwo zapanowało w moim życiu twórczym chwilowo.

Ostatnio udało mi się zrobić coś dla siebie po prostu, czy też raczej dla mojego Niedźwiedzia. Miałam niepokojąco spokojne święta, więc mogłam spokojnie podłubać. Ostrzegam, że to jest praca, w której wyłazi ze mnie totalny maniak fantastyki (mówiąc językiem młodych nie spolszczających wszystkiego "geek"). Haftowana zakładka, której projekt powstał na podstawie tego obrazka: 


Tyle tylko że... W wersji czarno-białej. Dla ciekawych: jest to symbol krasnoludów ze świata Warhammera (jak macie dodatkowe pytania - pytajcie). Moje szczęście krasnoludy uwielbia, a obydwoje bardzo lubimy ten konkretny świat, więc wybór wzoru był dla mnie dość oczywisty. Samo zaś projektowanie wzoru było niezłą zabawą.





Dość mam dłubania się z krzyżykami na jakiś czas (wmawiam sobie, żeby nie brać się za nie jak jest robota do zrobienia). Ale prac maniakalnych można się spodziewać (ale w większości po tych kompletnych wariactwach. Chociaż...).

Co do początkowej listy rzeczy niedobrze obiecuję poprawę. Szczerze. Zacznę focić! I zaglądać tutaj regularnie! Słowo wilkołaka!

Pozdrawiam, 
Wehlen

P.S. Zerknęłam na projekty. Tak, maniakalnych prac nawet należy oczekiwać. ;-)


piątek, 14 kwietnia 2017

Jeszcze trochę wielkanocnie

Witajcie.

Co może robić wilkołak, jak został cokolwiek unieruchomiony? Ano, rękodzielniczyć. Na szczęście dłonie funkcjonują, więc można tworzyć. W sumie rzeczy natworzyło się już na kilka postów i podzielić to jakoś sensownie będę musiała (choć zaliczyłam szydełkowy niewypał z winy zbyt grubej nici). Ale chyba poważnie będę musiała stworzyć jakąś listę, bo pomysłów mam coś dużo...

Dziś w każdym razie ostatnie okołoświąteczne twory. Ostatnia partia jajek (tym razem jajca seryjne ;-) ).



No i parę kartek (bo jak się rozkręciłam z paseczkami, to machnęłam nadmiar kwiatków, to na kartki się zdały). Dopiero tnąc zdjęcia na kompie odkryłam, jak strasznie drżą mi ręce. No cóż, już nie mam jak zdjęć poprawić...




Pozdrawiam, 
Wehlen

środa, 5 kwietnia 2017

Karczochowe jajca

Obiecałam więcej. Jaj w sensie. Coś czuję że na wstążki to ja długo patrzeć nie będę mogła. Ale przy okazji robienia tych jaj odkryłam ciekawą rzecz. Robienie karczochów jest trochę jak zmywanie. Co prawda nie mam pomysłów na morderstwa, ale jest to robota tak odmóżdżająca, że umysł mój śmiga sobie swobodnie i co jakiś czas bez przeszkód skrzy ideami. Przerażające w sumie. Ale dzięki temu mogę zapowiedzieć powrót do makramy z baaardzo nietypowymi kaboszonami. Muszę tylko dobrze zaplanować działania, żeby się ze wszystkimi ideami jakoś w czasie zmieścić. A jeszcze paroma ideami zostałam ostatnio zainfekowana, a tego zakażenia nie mam zamiaru leczyć. ;-)






No dobra. A co się działo u mnie, że wsiąkłam? Po pierwsze wróciłam do swej wielkiej miłości jaką są RPGi. Wcięło mi to na starcie sporo czasu, bo po kilku latach przerwy potrzebowałam nieco odrdzewieć i przypomnieć sobie jak się prowadzi kampanię wykańczając graczy nerwowo. Przy okazji sprawdziłam też, czy potrafię żyć bez rękodzieła i... Wrąbałam się w parę czasożernych projektów (haft to już nie tylko powstający w żółwim tempie ptak). A! Odpowiedź brzmi: nie potrafię. Do tego wszystkiego weszło małe przemeblowanie i próby ogarnięcia chaosu. W związku z tym wszystkim jestem do tyłu z taką ilością rzeczy, że nie wiem za co łapać. Zastanawiam się, czy rozpisany plan by tu cokolwiek pomógł... (już to widzę. 1. Przegląd sznurków. 2. Zalać mózg na noc odrdzewiaczem. 3.Schować wstążki głęboko do listopada, niech nie straszą)

Pozdrawiam,
Wehlen

P.S. Uzupełniłam listę zaliczonych książek (tak, w niektórych przypadkach to zaliczenie należy traktować dosłownie "Skończone! Potęgi, co za szmira...").

wtorek, 4 kwietnia 2017

Wciąż istnieję

Witajcie

Tak, wiem, wilkołak wsiąkł na miesiąc, ale żyje. Nawet żadnej kończynki mu nie brakuje. ;-)
Musiałam ogarnąć parę rzeczy. Zrobić krok w tył i popatrzeć na sprawy na spokojnie. Wciąż porządkuję pliki do przerzucenia na nowego kompa i robię listę brakujących programów, żeby je za jednym zamachem zainstalować. Poza tym wiecie no... Andromeda wyszła i wciągnęła mnie na amen.
Ale wróciłam, tak nieco przed jajcarskimi świętami z iście jajecznymi postami. 

Nie mam zwyczaju dekorowania domu na Wielkanoc. Powiedzmy sobie szczerze. Ja naprawdę nie lubię świąt. Wszelkich... Ale przymusiło mnie, więc zaczęły powstawać wielkanocne dekoracje. Bo czemu by nie?

Uległam fascynującej modzie oklejania jajek sznurkiem. Pierwszy efekt prezentuje się tak. W sumie nawet mi się podoba. Nawet bardziej, niż oczekiwałam.



Jutro coś więcej. Póki co: żyję. ;-)

Pozdrawiam,
Wehlen

PS. Tak, jestem świadoma, że zdjęcie jest kiepskiej jakości. Ale chwilowo nie poradzę.