Był ambitny plan zrobić wisior, bransoletę i kolczyki. Takie smokowate. Niestety odłożyło się to to w czasie, bo nie wszystkie potrzebne koraliki mam w domu. Za to okazało się, że wybieramy się na Dzień Matki do mojej mamy. A więc trafimy na urodziny mojej najmłodszej bratanicy. No to przydałby się dla młodej prezent. I w sumie dla jej siostry też, bo to moja córa chrzestna. Tak więc powstał pomysł spinek do włosów. Sztuk pięć. Każda inna. Zdjęcia robione na płycie, bo w trakcie schnięcia (jutro mogłabym nie zdążyć ze zdjęciami).
Razem wyglądają tak:
Najpierw powstała ta, żebym rozruszała ręce:
Jak już były rozruszane, to poplątałam więcej:
Potem wzięłam się za cięcie, przypalanie i klejenie, co dało efekt taki:
Jak schło, zabrałam się za szycie:
A na koniec wróciłam do plątania:
Mam nadzieję, że dziewczynom spinki się spodobają...
I że podobają się Wam. :-)
Pozdrawiam,
Wehlen
Mnie się podobają. Wprawdzie za staram już by takie wpiąć we włosy (a i włosów dwa na krzyż), ale pozachwycać się mogę, a co!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło:)