czwartek, 8 listopada 2018

Sutaszowe zaplątańce

Cześć!


Znowu piszę jadąc pociągiem. Chyba się od tego nie uwolnię. Wykorzystywanie każdej wolnej minuty, czy coś. W sumie przy okazji słucham w kółko jednej piosenki, żeby może wymyślić do niej choreografię, bo łazi za mną nieokreślona idea.

No właśnie. Ogólnie wiadomo, że nie potrafię się skupić za długo na jedn
ej tylko rzeczy. Tak też powstaje moja biżuteria. Najpierw obracam w głowie projekt robiąc co innego, potem zabieram się za fizyczną cześć tworzenia, zazwyczaj oglądając film albo serial. Tak też było tym razem. Wciągnięta bez reszty w przygody takiego jednego kapitana z 51.wieku, zabrałam się za szycie. Nawet nie zauważyłam, kiedy jasny w mojej głowie projekt stał się nagle zdecydowanie bardziej... skomplikowany. Spojrzałam na niego zachwycona. Choć to był dopiero pierwszy kolczyk. Na drugi dzień siadłam nad drugim zastanawiając się "jak ja to, na wszystko co fantastyczne, zrobiłam?!". Po dłuższych staraniach (i odparciu przez dzielnych agentów kolejnej inwazji na Ziemię) udało mi się zrobić drugi.

A więc! Czarne perły słodkowodne i biały sutasz.


No i wysyłam już w domu. Szalony dzień...

Pozdrawiam,
Wehlen

P.S. literki z poprzedniego posta to bastarda.

4 komentarze:

  1. Przepiękne są!
    Czyżby teraz szykowało się coś związanego z tańcem?
    Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tańczę jakoś od 6 lat. Kilka tygodni temu zaczęłam uczyć. Chyba wejdę w ciekawy projekt taneczny. Więc w sumie w tańcu siedzę dość mocno. 😉

      Usuń
    2. To trzymam kciuki za powodzenie tego projektu.

      Usuń

Proszę, zostaw ślad. Każdy komentarz motywuje mnie do dalszych starań.