sobota, 18 kwietnia 2015

Racjonalizacja

Witajcie. 
Na wstępie chciałam podziękować za wszystkie ciepłe słowa, powitania i oferty pomocy z blogiem. Nie spodziewałam się tak ciepłej reakcji. Bardzo, bardzo Wam dziękuję.

Pierwszy zamysł dzisiejszego wpisu padł, gdy męcząc się z tworzeniem usłyszałam "mam wrażenie, że to nie sztuka tylko syndrom sztokholmski". Potem okazało się, że w sumie nastąpiło tu pięć etapów radzenia sobie ze stratą. Może zacznę od tła. Nienawidzę robić na szydełku. Serio! Strasznie bolą mnie od tego dłonie, wszystko mi ucieka, muszę poprawiać dziesiątki razy... Nawet już słyszałam, że jeśli łapię za szydełko, to lepiej się ewakuować, bo w końcu ktoś zostanie tym szydełkiem dźgnięty. To, czemu wciąż próbuję i walczę, i za to szydełko łapię, to już osobna historia.

Dziś historia pewnej żmii. Po skończeniu smoka, zanim zabrałam się za "Fatalne zauroczenie" wypatrzyłam zapięcia w kształcie węża i mnie natchnęło. Pomyślałam sobie "żmija zygzakowata powinna fajnie wyglądać jako bransoletka, w końcu to śliczna gadzina". Rozplanowałam więc wzór, wielkość koralików (po raz pierwszy robiłam szydełkową bransoletkę z koralików w rozmiarze 110 a nie 80), zrobiłam zakupy... A potem nawlokłam koraliki na nić i przyszło zamówienie na Fatalne...

W końcu wzięłam się za żmiję i... Okazało się, że źle wyliczyłam szerokość. Prucie, przewlekanie i faza pierwsza, czyli zaprzeczenie "skoro skopałam na tak wczesnym etapie, to nie dam rady skończyć...". W końcu zaczęłam robić dalej. Po 15 (!) z kolei pruciu początku przyszedł etap gniewu "niemożliwe, żebym dała radę to skończyć!" z silną chęcią rzucenia całości w kąt, podeptania, wyrzucenia i zapomnienia. No ale twardym trzeba być nie miękkim. W końcu praca ruszyła dalej. To był etap targowania się "zrobię jeszcze centymetr i przytulę kota, pogrzebię przy roślinkach..." Ta metoda nie dała rady długo. Przyszedł etap depresji "jestem tak bardzo do niczego, że w życiu tego nie skończę, po co w ogóle zaczynałam..." Na końcu przyszła akceptacja "bolą mnie ręce, wąż wygląda jakby był przed wylinką, ale jak się uprę to jestem w stanie dużo". 

Nie mam zdjęć po tym, jak wczoraj w końcu skleiłam wszystkie części. Ale byłam niezadowolona z efektu, więc rano poszły w ruch farby. 

A teraz, w nagrodę dla tych, którzy dotrwali do końca, zdjęcia: 



Ach tak, pozostało jeszcze pytanie, co straciłam. No cóż, albo resztki poczytalności, albo instynktu samozachowawczego, albo rozsądku. Czemu? Nienawidzę szydełka, a zostało postanowione, że za żmiją powstaje seria węży. Na pewno będą "Węże Polski". Może, jak mnie coś ugryzie, to i "Węże świata". I nie wiem, czy nie spróbować z koralikami w rozmiarze 150...

Pozdrawiam cieplutko wszystkich, którzy dotrwali do końca. Dzięki za cierpliwość! :-)

6 komentarzy:

  1. Och, żmija jest świetna! :) Ma w sobie coś drapieżnego ;) warta była wszystkich Twoich wysiłków, naprawdę robi wrażenie! :)
    Hm, ja też próbowałam z szydełkiem, ale zatrzymałam się na razie na fazie zaprzeczenia i wróciłam do bezpiecznej igły ;) może kiedyś znów spróbuję... póki co - podziwiam i czekam na pozostałe węże :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nic nie chcę mówić, ale jak patrzę na tą bransoletkę, to dreszcze mi po plecach przechodzą. Nigdy węża nie dotykałam, ale objawy fobii mam.
    Jestem pełna podziwu dla samozaparcia, przejścia przez wszystkie etapy i ukończenia pracy. Naprawdę było warto. I ten malowany łepek - coś niesamowitego.
    Węże świata...rewelacyjny pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^'
      Najpierw węże Polski. Następny do zrobienia czeka zaskroniec.
      Zaś sam wąż (taki żywy i pełzający) w dotyku jest gładki, delikatny, chłodny. W ogóle nie przypomina tego, jak ludzie sobie to wyobrażają o wężach. Miałam szczęście kiedyś trzymać na rękach boa. Po tym kontakcie wszelkie resztki strachu przed wężami rozpłynęły się w niebycie. To są takie same słodkie pieszczochy jak inne zwierzęta. :-)

      Usuń
  3. Fajna ta żmija i podziwiam za cierpliwość! Ja do szydełka mam dwie lewe rączki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna żmija zygzakowata :) Oj i nie jest to miła gadzina , oj nie .... często mam ja za przysłowiowym progiem !
    Walcz dalej z szydełkiem :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, zostaw ślad. Każdy komentarz motywuje mnie do dalszych starań.