poniedziałek, 4 stycznia 2016

Historia pewnego opalu

Witajcie!

Cały czas mam wrażenie, że chcę zacząć tę historię od niewłaściwego miejsca. Przypomnieć sobie nie mogę, co było pierwsze: opal czy anioł. Ale chyba jednak opal. Dostałam opal. Piękny, australijski opal. Z kawałkami skały macierzystej. Cudo. Oszlifowane w łezkę. Mieniący się czerwienią, zielenią, lekko żółcią, czasem gasnący w czerń. I ten opal tak leżał i czekał. Chciałam oprawić go makramą. Zasłużył na coś równie wyjątkowego jak on sam, a makrama idzie mi najlepiej.
Kupiłam czarny kordonek, żeby oprawa nie przyćmiła uroku kamienia. Stworzyłam projekt. Na początku miał to być naszyjnik. Pomyślałam nad dodaniem koralików. A że opal charakterny jest i fochy strzelać lubi, to nie mogło to być byle co. Zostało srebro. Miałam więc wszystko. Materiały, projekt i początki zniechęcenia.

Historia ma i drugi wątek Anioła. Bardzo chciałam wisiorek z aniołem. Tak bardzo, że poprosiłam przyjaciółkę, która jest złotnikiem, żeby zrobiła mi wisiorek. Ale miała dużo na głowie (i wciąż ma), więc się rozmyło. Ale chęć pozostała.

Te dwa wątki połączyły się parę dni temu, kiedy postanowiłam zabrać się za mój cudny opal. Stwierdziłam, że naszyjnik to jednak nie to. Zrobię wisiorek, będzie bardziej uniwersalnie. Zabrałam się więc za projektowanie. Nabazgrały mi się projekty w liczbie sztuk 3. Po krótkim zastanowieniu wybrałam ten, który nadawał oprawie kształt Anioła. 

Po kilku dniach spędzonych na plątaniu powstał w końcu mój upragniony ANIOŁ:



W chwili ukończenia (i oczyszczenia) wisiorka zakochałam się w nim na zabój. Myślę, że to dobry początek roku. Jak sądzicie?

A co tam, jeszcze zdjęcie bardziej "rozanielone".


Pozdrawiam!
Wehlen

PS Temat Aniołów w biżuterii odpuścić mi nie chce, więc to nie koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, zostaw ślad. Każdy komentarz motywuje mnie do dalszych starań.